Sąsiedzka półka na książki

Nieco ponad rok temu zabrakło mi w domu miejsca na książki. Wszystkie półki pełne, zalegająca sterta pozycji „do przeczytania” na biurku i kolejne zadrukowane martwe drzewa powoli gromadzone w zakamarkach. A że w mieszkaniu nie ma specjalnie miejsca na kolejną szafkę, postanowiłem postawić ją za drzwiami. Poza dodatkowym miejscem na książki dostałem jeszcze kilka rzeczy…

Podobnie jak chyba większość osób żyjących w miastach, mieszkam w bloku. To typowy PRL-owy twór z Wielkiej Płyty. Sąsiadów zna się głównie z widzenia, a i to nie wszystkich.

W takim środowisku łatwo o poczucie, że człowiek żyje pośród obcych, z nikąd nie może oczekiwać pomocy i w ogóle najlepiej zaryglować się i nie wychodzić.

Dlatego wyobraźcie sobie moje pozytywne zdziwienie, kiedy kilka dni po wystawieniu naszej skromnej wspólnej sąsiedzkiej półki na książki i wywieszeniu ogłoszenia w tej sprawie, półka zaczęła się zapełniać książkami sąsiadów.

Dziś więcej niż 1/3 książek nie należy do mnie. Nic nie zginęło, nie było też protestów, choć było nieco zdziwienia, ale to nic – mogę być tym dziwnym sąsiadem. Książki krążą sobie spokojnie pomiędzy sąsiadami. I tylko co jakiś czas dostawca pizzy powie „Wow, świetny pomysł!”.

Ten swego rodzaju eksperyment społeczny pokazał mi, że można zbudować małą wspólnotę wśród nieznajomych (kiedy wywieszaliśmy ogłoszenie nie znałem praktycznie nikogo z moich sąsiadów). Pokazał też, że zachęcenie ludzi do dzielenia się tym, co mają, nie jest wcale takie trudne i przynosi efekty natychmiast.

Zachęcam więc wszystkich do dzielenia się i własnych eksperymentów społecznych!

Leave a Reply