Spacer po parku

Starożytni Spartanie się nie patyczkowali. Jeśli mały kandydat na Spartanina – chwilowo jeszcze w formie różowiutkiego, wyjącego niemowlęcia – nie spełniał wymogów fizycznych stawianych obywatelom zacnego i dumnego narodu spartańskiego, cóż… Jego podanie o nadanie obywatelstwa było odrzucane, a sam kandydat – zrzucany. Ze zbocza gór Tajgetu w przepaść.

Ze zbocza Tajgetu świat wygląda inaczej. To chyba kwestia perspektywy.

Gdybym urodził się w starożytnej Sparcie skończyłbym na dnie jakiejś górskiej rozpadliny czy wąwozu. Przy odrobinie szczęścia upadek by mnie zabił.

Urodziłem się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Wychodzi na to, że miałem nieco więcej szczęścia niż tylko odrobinę – udało mi się przyjść na świat nie w Rzeczpospolitej Spartańskiej, a w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Nieco więcej, bo zmieniło to tyle, że zamiast prosto z góry w przepaść jest mocno pod górę.

Porażenie mózgowe to grupa schorzeń powiązanych z uszkodzeniem mózgu na wczesnym etapie rozwoju, skutkujących zaburzeniami ruchowymi. Stopień zaburzeń jest przeróżny – niektóre uniemożliwiają samodzielną egzystencję, czy mówienie, inne – tak jak w moim przypadku – skutkują jedynie dziwnym chodem i drobnymi problemami z równowagą.

Teraz wyobraźmy sobie, że idziemy przez park. Jesienne słońce przyświeca leniwie, zamieniając cały park w morze złota i szkarłatu. Idziemy więc powoli, cokolwiek koślawo i człapliwie, stawiając nogę za nogą – palce, pięta, palce, pięta, szurnięcie, palce, pięta…

Na ścieżce naszego człapania udaje nam się spotkać małego chłopca z mamą (może być również dziewczynka z tatą lub dowolna inna kombinacja). Chłopiec przygląda się wielkimi oczyma, rozdziawia paszczę i po chwili mówi do mamy: “Dlaczego ten pan tak dziwnie chodzi?” I natychmiast pada odpowiedź “Cicho. Pan jest chory.”

Pan jest chory, owszem. Ale z jakiegoś względu słowo “chory” w tym zdaniu nie brzmi tak samo jak słowo “chory” w zdaniu “Tata jest chory, przeziębił się.” Może dlatego, że po tym drugim zdaniu nie następuje nerwowe szarpnięcie malucha za rękę i gwałtowne przyspieszenie kroku przez mamę (co, swoją drogą, jest niezwykle ciekawą reakcją, bo w końcu przeziębieniem od taty łatwiej się zarazić niż tym co pocieszna latorośl wytyka palcem na ulicy).

Drogie mamy i drodzy tatusiowie, niniejszym uprasza się o nie uczenie pociech ksenofobii od małego i nie wpajanie im podstaw wstydu i litości od kołyski.

Bo tu chodzi o litość i wstyd właśnie. Nasza przykładowa mama lituje się nad biednym człapiącym człowiekiem (mną) i wstydzi za swoją przykładową pociechę, a ściślej rzecz biorąc – za to, że pozwoliła sobie pociecha zadać na głos pytanie, które mamusia ma wypisane na twarzy.

Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy współczuciem a litością.

Współczucie to umiejętność postawienia się w sytuacji drugiego człowieka. Litość, to umiejętność postawienia się ponad drugim człowiekiem. Współczucia nie należy się wstydzić.

Kiedyś świeżo poznany znajomy, Tomasz Napierała, zapytał mnie przy piwie co należy zrobić w opisanej powyżej sytuacji. Poniższa metoda postępowania jest jego propozycją i wynikiem tamtej rozmowy.

Otóż, należy podejść z pociechą do obiektu jej zainteresowania, przeprosić i zapytać, czy może nie zechciałby człowiek człapiący (tudzież w inny sposób odbiegający od normy) odpowiedzieć na pytanie pociechy. Owszem, istnieje całkiem spore ryzyko, że uzyskamy odpowiedź odmowną, zostaniemy wyśmiani, zwymyślani od nieczułych kretynów lub wywołamy potok łez.

Istnieje jednak szansa, że w odpowiedzi na pytanie dostaniemy uśmiech i dokładne, spokojne wyjaśnienia, które pomogą nam nieco lepiej zrozumieć drugiego człowieka.

Wierzę, że potencjalne korzyści uzasadniają ryzyko negatywnej reakcji. Zwłaszcza, że bez zrozumienia nie może być mowy o współczuciu.

Uwaga: metoda może działać również bez użycia dziecka. Zachęcam do spróbowania.

8 thoughts on “Spacer po parku

  1. Panie Łukaszu – gratuluję i pomysłu, i odwagi, no i dzięki za link z Pana bloga. Jest Pan dla mnie człowiekiem – zagadką (a dlaczego – to nie miejsce na wyjaśnienia), którą być może będę miała teraz możliwość poznać i po prostu polubić! W związku z tym, że jestem zwolenniczką prostych graficznie form to Pański blog od tej strony w pełni mnie satysfakcjonuje co do treści czytam go sercem tak bardzo go osobiście odbieram. Mam wrażenie misyjności Pańskich wypowiedzi. Życzę po prostu powodzenia!

    1. Dziękuję za ciepłe słowa. Forma w najbliższym czasie powinna zostać uproszczona jeszcze bardziej. Natomiast na ewentualne pytania chętnie odpowiem mailowo.

  2. Ach no właśnie – ta odwaga. Gratuluję Ci jej Łukaszu i zazdroszczę. Ja ze swoją (jakąś tam) niepełnosprawnością jeszcze się nie pogodziłam, jeszcze odwagi nie mam. Czasem po prostu olewam, zazwyczaj się wściekam, chwilami płaczę. „A co Ci się stało?” Nienawidzę tego pytania. No i proszę, łza za łzą, kap kap. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w parku – stanąć i komuś wytłumaczyć. Metoda którą proponujesz jest oczywiście sensowna i właściwa, ale u mnie kończy się właśnie „wywołaniem potoku łez”. Ale to tylko ja. Wiem, że inni „inni” są silniejsi. Chyba dlatego pracuję z upośledzonymi dziećmi. One nie zapytają, dla nich jestem „normalna”. Twoja notka doprowadziła mnie do siedzenia w kącie i gryzienia kciuka. Proszę o więcej : )

    1. Ambitny plan jest taki, aby nowe teksty pojawiały się raz w tygodniu. Uprasza się o trzymanie kciuków, zamiast ich gryzienia… 😉

  3. Wytłumaczyć komuś jest łatwiej, niż zaakceptować ten sam fakt. Z perspektywy zaś osoby, która styka się z problemem i nie wie jak się odnieść do sytuacji, często brak słów zastępuje normalną reakcję. Gdyby nie to, że sam mam poważny problem, potraktowałbym cały wpis jak konstruktywny komentarz do rzeczywistości, ale chyba jest czymś więcej.

  4. Aż mi samemu głupio, bo od kilku lat się zbieram na zadanie Ci właśnie tego pytania i jakoś nie starczyło mi odwagi. Teraz już wiem, ale i szansa na przemożenie się przepadła.

    Myślę, że taki blog jest bardzo potrzebny, bo większość ludzi po prostu nie wie jak się zachować — z jednej strony jest chęć pomocy przy każdej okazji, z drugiej — strach przed urażeniem osoby niepełnosprawnej. Osobiście staram się po prostu zachowywać normalnie, zakładając, że dana osoba całe życie jakoś sobie radziła i wie znacznie lepiej ode mnie z czym sobie poradzi. Dopiero jak jest jakaś oczywista przeszkoda albo zostanę poproszony, to pomagam. Nie wiem, czy to dobrze — dokładnie tak samo postępuje z ludźmi bez widocznych niepełnosprawności i chyba jakoś to działa. (Sam jestem trochę w „geekowym” kierunku odchylony i raczej bezpośrednich interakcji z ludźmi unikam.)

    Dzięki za blog.

    1. Dzięki, Radku!

      Dla mnie ta świadomość, że „dana osoba całe życie jakoś sobie radziła” jest bardzo ważna. Myślę, że o tym będzie w którymś z kolejnych artykułów.

Leave a Reply