Pewnie gdyby nie było tego na filmie nie uwierzylibyście, że to możliwe, co? Ja wiem, że miałbym problemy z uwierzeniem.
Zauważcie jak bardzo nasze przekonania i milczące założenia wpływają na postrzeganie świata. Jak duży kontrast jest między tym co pani Austin mówi na początku o swoich uczuciach „wolności” i „radości” a przywoływanymi skojarzeniami osób pełnosprawnych z wózkiem: „lęk”, „ograniczenie”.
A przecież to są tylko nasze założenia. Dlaczego wyciągamy na ich podstawie wnioski na temat sytuacji drugiej osoby?
Wystąpienie pani Austin na TEDxWomen pokazuje, że wystarczy tylko odrobina wysiłku, żeby postawić się w roli tej drugiej osoby i spojrzeć na świat inaczej. Więc spróbujcie.
A wam z czym się kojarzy wózek? I czy wasze skojarzenia zmieniły się po obejrzeniu tego filmu? Zapraszam do dyskusji poniżej.
Bardzo dobry przykład tego, że jakim się jest człowiekiem zależy od tego, co ma się w głowie a nie od tego czy ktoś ma chorą rękę, popsute oko czy grubą dupę 🙂 „Niepełnosprawność” jest tak samo względna jak wszystko inne. I właśnie dlatego nie powinno się traktować „niepełnosprawnych” inaczej, wliczając w to wszelkiego rodzaju „pomoc”, która często bardziej przeszkadza i niszczy człowieka niż mu pomaga.
Zgadza się, natomiast jak przechodzimmy do konkretów to ten kwalifikator we „wszelkiego rodzaju pomoc” okazuje być nieco za mocny.
Nie każda pomoc niszczy, choć łatwo przesadzić — właśnie przez przenoszenie własnych założeń na drugą osobę.
No właśnie napisałem, że „często” 😉 Konkretniej: chodzi mi o _specjalną_ pomoc dla „niepełnosprawnych” – jak sam zauważyłeś, ludzie mają różne dziwne uprzedzenia i założenia, niezawsze sensowne. Każdy czasem może potrzebować pomocy, i dobra pomoc jest jak najbardziej OK.
Szczerze powiedziawszy mam bardzo mieszane uczucia.
Rozumiem, że celem była zmiana społecznego postrzegania obiektu jakim jest wózek(nomen omen) inwalidzki i uważam, że jako artystyczny eksperyment jest całkiem ciekawy, chociaż nadal budzi we mnie wiele sprzecznych emocji o których napiszę niżej.
Pokazywany jako przełom i jedna z pierwszych prób oswojenia przestrzeni podwodnej przez osobę niepełnosprawną budzi mój silny sprzeciw. Głównie dlatego, że to nieuczciwe postawienie sprawy. Organizacje takie jak HSA od ponad 30 lat prowadzą kursy, szkolenia oraz skupiają nurków z przeróżnymi niepełnosprawnościami. Również takich, którzy poruszają się wyłącznie na wózku. W tym czasie również bardzo aktywnie odzyskują tę przestrzeń artystycznie a efekty działań takich fotografów jak np. David Pilosof można obejrzeć tutaj: http://dyk.net/?q=art/frihet-%C3%A4r-att-dyka
Uważam, że nadawanie tej wyprawie „nowatorskiej” otoczki to zignorowanie lat wysiłków i działań innych organizacji.
Co więcej uważam, że wózek pod wodą, jako narzędzie jest nie tylko niepotrzebny, bo bardziej zawadza niż pomaga, ale również przeszkadza dodatkowo utrudniając zmianę perspektywy.
Utrudnia ją nie dlatego, że obciążony jest ograniczającymi przekonaniami obserwatora(rozumianego również jako ogół społeczeństwa), ale dlatego, że nie pozwala na doświadczenie perspektywy „spoza wózka”. W ten sposób uniemożliwia osobie nurkującej zmianę perspektywy z wertykalnej na horyzontalną.
Nie bagatelizowałabym tej, pozornie drobnej, zmiany w perspektywie i doświadczaniu funkcjonowania w przestrzeni, ale wrócę do tego na końcu.
W każdym razie osoba na wózku umieszczona w taki sposób w tej przestrzeni odbierana jest przeze mnie raczej jako ograniczająca wyobraźnię i perspektywy. Sposób przedstawienia łączy ją na stałe z tym konkretnym przedmiotem jako warunkiem jej swobodnego funkcjonowania nie tylko na powierzchni, ale również pod nią. Delikatnie sugerując, że zejście pod wodę jest możliwe dla osoby niepełnosprawnej ale tylko jeśli ma specjalnie do tego celu przystosowany wózek.
Ten obraz wydaje mi się bardziej szkodliwy niż pomocny.
Nie zamierzam podważać odczuć Sue Austin, ale nie jestem pewna czy są unikalne tylko ze względu na wcześniej doświadczaną przez nią niepełnosprawność.
Poczucie wolności jest wspólne dla większości nurków niezależnie od tego czy schodząc pod wodę po raz pierwszy posiadają niepełnosprawność czy też nie. Człowiek bez niepełnosprawności doświadcza takich samych emocji związanych z nagle uzyskaną możliwości poruszania się w trzech wymiarach jak osoba na wózku. Dopiero pod wodą osoba pełnosprawna zdaje sobie sprawę z tego jak mocno w rzeczywistości jej ciało ogranicza ją na powierzchni.
Można powiedzieć, że osoby niepełnosprawne mocniej doświadczają ograniczeń ciała na powierzchni, dlatego to doświadczenie jest dla nich szczególnie cenne(nie mniej, nadal nie potrzebują do tego przystosowanego do poruszania się pod wodą wózka). Nie zamierzam zaprzeczać.
Jednak od tego punktu, dla mnie nie ma już większej różnicy. Nurkowanie jako takie pozwala na przekraczanie własnych ograniczeń prawie niezależnie od tego co naprawdę jest Twoją niepełnosprawnością, nawet jeśli jest nią tylko dla Ciebie.
Popieram Gościsławę, mam podobne pierwsze odczucia. Poza tym dodawanie sobie balastu pod wodą może być niezbyt mądrym rozwiązaniem. Kojarzy mi się z kąpielą w rzece w betonowych butach, czyli przeciwnie do zamierzenia artystycznego tego projektu.
Nie przywiązywałbym zbyt dużej uwagi do wózka czy sztuki per se w tym przykładzie. To świetny przykład na to, że każdy ma jakieś ograniczenia – chodzi o to, żeby mimo wszystko zrobić coś sensownego ze swoim życiem i móc być szczęśliwym zamiast narzekać i czekać na zasiłki.
Mam zupełnie odmienny odbiór filmiku niż Gościsława i Michalina. Dzięki napędowi wózek nie jest balastem tylko siłą poruszającą ją pod wodą. Wykonując drobne ruchy rękoma zmienia kierunek, zaś turbiny pozwalają jej bez wysiłku odprawiać taniec pod wodą. W takim wydaniu rzeczywiście wózek przestaje być ograniczeniem a daje wolność poruszania się w 3 wymiarach 🙂
Na mój odbiór nie wpływają wyłącznie kwestie praktyczne, choć moim zdaniem wózek nie wprowadza żadnej jakościowej zmiany, która już nie byłaby dostępna dla osoby niepełnosprawnej. Wózek z napędem nie jest warunkiem koniecznym do osiągnięcia poczucia wolności poruszania się w 3D pod wodą. Powiedziałabym raczej, że w tych warunkach, ze względu na swoje gabaryty, mobilność i ograniczanie możliwości ruchu jest bardziej kłopotliwy niż np.Bladefish Sea Scooter. Z mojej perspektywy on nie tylko tego nie ułatwia, on przeszkadza w doświadczaniu tego pełniej. To trochę jak zabieranie 50kg plecaka na pieszą wędrówkę po Tatrach. Wszystko może się przydać, ale czy naprawdę jest nam w tym miejscu potrzebne aby osiągnąć cel?
Obydwa doświadczenia mogą być cenne, choć niewątpliwie bardzo różne.
Nie wątpię natomiast, że samo doświadczenie dla osoby niepełnosprawnej może być niezwykle otwierające. Nie wątpię również w szczerość jej odczuć i prawdziwość przemiany, której doświadczyła. Ale będę nadal wątpiła o wadze wózka w tym doświadczeniu 🙂
Natomiast moje ambiwalentne uczucia odnoszą się w znacznie większym stopniu do całej reszty poruszonych przeze mnie kwestii gł. odnośnie konsekwencji propagowania tego obrazu oraz pozornie nowatorskiemu dokonaniu 🙂
Chciałam jeszcze dodać, że znacznie bardziej podobają mi się jej wcześniejsze eksperymenty w których np. kreatywnie zmienia przestrzeń parku czy innych publicznych miejsc. Staje się w ten sposób nie tylko widoczną osobą niepełnosprawną ale również szczęśliwą i wiele wnoszącą do wspólnoty. Szczególnie perspektywa osoby niepełnosprawnej jako dającej coś od siebie społeczeństwu a nie tylko biorącej i korzystającej z jego „uprzejmości”, wydaje mi się być bardzo ważna. Tym bardziej, że z obecnością tej krzywdzącej perspektywą nadal jest duży problem.
Wydaje mi się, że odbieracie zamysł podwodnego wózka nie do końca słusznie. Autorka sama mówi, że ciekawiło ją, co by było, gdyby zestawić wózek (kojarzący się z ograniczeniami) z aparatem do nurkowania (kojarzącym się z wolnością). To jest happening i artyzm, nie optymalny sposób na poruszanie się pod wodą. IMO raczej trzeba to skojarzyć z młodzieżą kupującą rzęchowatego garbusa (albo starego busa), malującą go kolorowo i jadącą na wakacje, chociaż mogliby kupić coś bardziej współczesnego, bardziej niezawodnego i lepszego (jako narzędzie przemieszczania z punktu A do B).
Technicznie też nie jest źle. Sam akwalung sporo waży, poza tym, AFAIK nurkowie są dociążani, tj. regulowana jest wyporność. Nie wiem, czy zawsze (zwł. przy nurkowaniu rekreacyjnym; ja w ogóle nie nurkuję), ale mogę dopytać, kumpel pracował jako zawodowy nurek. No i nie nurkuje się samotnie.
Totalnie zgadzam się, że to nieoptymalny sposób nurkowania i da się to zrobić prościej/lepiej/efektywniej, ale jakby nie o to tu IMO chodziło.
Z czym mi się kojarzy wózek? Ze szpitalem (uzasadnienie: często w szpitalach wozi się ludzi na wózku, np. po operacji). Z problemami z poruszaniem (niedostosowanie środowiska do wózka lub odwrotnie – zależy jak patrzeć). Z osobą niesamodzielną, wymagającą opiekuna/pomocy (wynika z dwóch poprzednich). Z drogim, niezgrabnym, reglamentowanym, pancernym urządzeniem (chyba pokłosie tych wszystkich „zbieramy na wózek dla…”). Trochę zastanawia mnie brak(?) lekkich, tanich wózków np. z tworzywa. Zwł. dla lekkich osób (kobiety, dzieci). Przynajmniej nie widziałem nigdy takiego na ulicy. Wydaje mi się, że mogłyby być rozmiary wózków, a chyba nie ma (OK, są dziecięce) – często widać drobną osobę, której wystarczyłby wózek na oko o połowę mniejszy. Na pewno zmniejszenie gabarytów poprawiłoby mobilność (zwł. poza miejscami dostosowanymi do wózków). Czy ktoś, najlepiej mający doświadczenia z wózkami, mógłby rozjaśnić temat?
Czy film zmienił moje postrzeganie? Poniekąd tak. Na pewno uwypuklił dawanie wolności przez wózek – wcześniej tak tego nie postrzegałem.
Tak sobie myślę, że niegłupie byłyby wizyty niepełnosprawnych w szkołach. Np. w liceach na lekcjach wychowawczych. Można by pokazać taki film, porozmawiać kiedy i jak pomagać, kiedy nie pomagać itp. Pewnie nawet na krótkie zajęcia praktyczne znalazłby się czas. Bo nie ukrywajmy, wiedza w społeczeństwie jest nikła. Ja się o wielu sprawach dowiaduję z tego bloga. I często mam dylemat czy pomóc np. osobie niewidomej. Bo nie wiem, czy potrzebuje pomocy.
Zresztą z sygnalizowaniem pomocy to jest osobny temat… Potrafi wsiąść wątła dziewczyna do przedziału (część ludzi śpi, część słucha muzyki albo czyta) i ładować samodzielnie walizę/plecak na półkę. Ciężar zna tylko ona. Zamiast zapytać, czy ktoś jej pomoże, ew. dać znać w sposób pozawerbalny. Ale nie, nawet czasu na reakcję nie dadzą (jak ktoś czyta/słucha, to raczej trochę oderwany od rzeczywistości jest i parę sekund potrzebuje na przestawienie się)… Z drzwiami podobnie. Widać, że ciężkie i będzie walka z otwieraniem, to nie, często nie zwolni (lekko!) żebym dotarł równo i otworzył. Przecież sprinterem nie jestem (pomijam, że taki sprint wyglądałby idiotycznie)…
Odnośnie pomocy to jeszcze uwaga do wózków dziecięcych. Prawie zawsze osoba z wózkiem da radę wyjść samodzielnie z tramwaju (z wejściem gorzej), ale z pomocą będzie jej łatwiej. Przy czym nie chodzi tylko o to, że ten wózek to taki strasznie ciężki i nieporęczny (to też), ale o to, żeby nie telepać dziecka (szczególnie gondole). W szczególności nie obudzić, jeśli śpi.