Opowieść o pewnym burgerze

Od wieków ludzie przekazują sobie prawdy o świecie poprzez historie i opowieści. Są tacy, którzy powiedzą wam, że to najtrwalszy sposób przekazywania wiedzy. Dziś więc, w ostatnich dniach kwietnia, obchodzonego gdzieniegdzie jako miesiąc wiedzy na temat autyzmu, przekazuję w wasze ręce tę historię.

Nie tak wcale dawno temu, za górami, za lasami i za co najmniej jednym oceanem, we wspaniałym Mieście nad Słonym Jeziorem żyła sobie dziewczynka imieniem Arianna. Arianna miała lat 7 i wraz ze swoją starszą siostrą, Anną, wybrała się do Chilli’s na niezbyt zdrowy, ale za to pyszny obiad.

Jednak kiedy przyniesiono jej pyszną bułę, Arianna nie chciała jej tknąć.

„Co się stało?”, zapytała wtedy jej siostra. Arianna odpowiedziała smutno: „Zepsuli go.”

Anna, starsza siostra, chwilę zastanawiała się o co chodzi jej młodej podopiecznej, ale szybko zorientowała się w czym rzecz. Cheeseburger był przecięty wpół. Pomyślicie może, drodzy czytelnicy, że nic w tym strasznego. Ale dla Arianny był to duży szok i spory problem.

Arianna żyje z autyzmem. Znaczy to, między innymi, że szybko się przyzwyczaja i tworzy rytuały, które wytyczają jej ścieżki przez dzień i przez życie. Kiedy coś nie jest zgodne z ustalonym rytuałem, pojawia się niepewność, a za nią strach lub niepokój.

Ponieważ jej burger zawsze był w całości, a dziś nie, Arianna potrzebowała wrócić na swoją ścieżkę, potrzebowała by ktoś naprawił ten szczegół, żeby wszystko znowu było tak jak być powinno, zgodnie z planem.

Anna poprosiła więc kelnerkę, która miała na imię Lauren, o nowego cheesburgera, zapewniając, że zapłaci za oba. Lauren uśmiechnęła się, zainteresowała problemem, po czym powiedziała „Ojej, podałam ci zepsutego cheesburgera? Przepraszam, zaraz zrobimy nowego.”

Po chwili do Arianny podszedł też Pan Bradley Cottermole, który był tam kierownikiem. Pan Bradley Cottermole uklęknął przy Ariannie i powiedział „Słyszałem, że podaliśmy ci zepsutego cheesburgera! Właśnie robimy nowego i tego już nie popsujemy. A tymczasem przyniosę ci frytki do przegryzienia, dobra?”

Lauren i Pan Bradley Cottermole byli przemili, ale zrobili też oboje jeszcze jedną bardzo ważną rzecz – powiedzieli dziewczynce co stanie się za chwilę, tak żeby nie była zaskoczona ani zagubiona.

I kiedy Lauren przyniosła nowego cheeseburgera, Arianna bardzo się ucieszyła, podziękowała pięknie i ucałowała swojego burgera. A potem go zjadła.

I wszyscy żyli długo i szczęśliwie i uśmiechali się przez resztę dnia.

Ta opowieść nie jest moja. Nie jest też zmyślona. Zdarzyła się naprawdę, nie tak dawno temu, a Anna Kaye MacLean opisała ją na Facebooku, a ja pozwoliłem sobie ją przytoczyć i nieco tylko sparafrazować. Anglojęzycznym polecam również lekturę oryginału.

Jak myślicie, drodzy czytelnicy, jaki jest morał tej opowieści?

7 thoughts on “Opowieść o pewnym burgerze

  1. Ten morał to: „Ciesz się swoim hamburgerem w całości póki możesz, bo jutro wprowadzą nowe przepisy i zmienią menu, dla twojego dobra, a ty się dowiesz o tym ostatni i nic nie będziesz mógł zrobić”.

  2. Morał jest prosty i tak banalny, że niektórzy o nim zapominają, że czasami nic nie kosztujący gest (jedne frytki i burger dla całej restauracji) i przede wszystkim poświęcenie chwili uwagi potrafi poprawić komuś cały dzień
    PS. Zupełnie inna sprawa, że restauracja zrobiła sobie darmową reklamę, ale nie sądzę by o tym akurat myśleli, a nawet jeśli to wolę taką reklamę niż ładowanie pieniędzy do gazety lub telewizji

  3. Wiesz co, pomyślałam sobie, że personel restauracji zachował się bardzo ładnie, ale po części zapewne tak się stało dlatego, żę mieli do czynienia z dzieckiem. Gdyby Arianna miala lat, powiedzmy 37, przemiła Laureen zapewne popukałaby się w czoło. Może nawet obraziłaby się, bo zakwestionowano jej kompetencje w dziedzinie obsługi. Niestety problem Arianny nie przeminie z wiekiem. Co więcej nawet przy najlepszych intencach otoczenia Arianna może miewać problemy z zakomunikowaniem co właściwie wywołało w niej takie wzburzenie. Niestety, a może stety, osoby z róznymi stopniami autyzmu nie mają swojej przypadłości wypisanej na czole. Wyglądają „normalnie”. W społecznej świadomości autystyczne bywaja dzieci i nad takim dzieckiem można sie nawet pochylić ze współczuciem, autystyczni dorośli są po prostu „szurnięci” i wzbudzają co najwyżej śmiech albo lęk.

  4. U nas wyglądałoby to tak, że pani Gienia wyniosłaby z miną obrażonej tego burgera na zaplecze, poprawiła go rękoma, wytarła ręce w fartuch i rzuciła dziewczynce z fochem przed sam nos. Oczywiście to by nastąpiło po niekrótkiej dyskusji, dlaczego w ogóle ma to robić.

    1. Nie wierzę, że w Polsce zawsze wyglądałoby to tak jak opisałaś, Michalino. Oczywiście, mogłoby się tak zdarzyć, ale nawet wtedy: czy to dlatego, że „pani Gienia” jest złośliwa i zdając sobie sprawę w pełni z kontekstu i problemu postanawia strzelić focha? Nie, na pewno nie. Prędzej nasza „pani Gienia” nic nie wie na temat autyzmu, spotyka ją dziwna sytuacja, więc reaguje… jakoś. Podnoszenie świadomości to klucz do zapobiegania takim zachowaniom.

      1. Oczywiście coraz rzadziej spotykam się z lekceważącym podejściem obsługi, ale nie można udawać, że nie ma to miejsca nadal. Problem nie ma nic wspólnego z niepełnosprawnością, a raczej z niechęcią i obojętnością ludzi zmęczonych pracą z innymi ludźmi. Podejrzewam, że większość z nich zachowuje się inaczej w stosunku do szarych klientów i tych bardziej charakterystycznych.
        Pisząc poprzedni komentarz chciałam troszkę podkreślić różnice pomiędzy standardami obsługi klienta, które nadal rzucają się w oczy. Widoczne jest to jeszcze bardziej na prowincji, gdzie oszczędności często wymuszają zabiegi nie zawsze korzystne dla klienta. To oczywiście powoduje spięcia wśród załogi i jest zauważalne w lokalu. Gdy takie coś zauważam, zamiast szeptać coś pod nosem, uśmiecham się i wesoło czekam. Uśmiech i zdrowe, wyrozumiałe podejście często ratują sytuację.

Leave a Reply